Sesja ślubna · Toskania · Wenecja
Fotograf ślubny · Fotosceny
W październiku, przyszła pora na drugą sesję Justyny i Adama. Pierwsza miała miejsce w Polsce (opis w zamieściłem w poprzednim poście), natomiast ta odbyła się we Włoszech. Toskanię, jako miejsce ślubu kościelnego oraz sesję plenerową, oboje wymyślili sobie i wymarzyli już od dawna. Cóż, tak piękne marzenia po to są, aby je spełniać. Przy okazji rownież i moje, bo realizować kilkudniową sesję w Toskanii i jeszcze na zakończenie w Wenecji, to dla fotografa wyborny scenariusz.
Z parą znamy się już dobrze, ale przysłowiową kropkę nad "i" stawia nasza wspólna podróż do Toskanii - jest więc okazja to snucia scenariuszy i realizacji pierwszych zdjęć reportażowych już podczas wyprawy. Naszym domem i bazą wypadową w Toskanii jest posiadłość "I Puntoni" położona tuż przy mieście Magliano. Goszczą nas nasi wspólni przyjaciele - Agnieszka i Sergio, urocze, bardzo gościnne i ogromnie pomocne, polsko-włoskie małżeństwo. Ich posiadłość jest ogromna - od lat prowadzą tutaj działalność agroturystyczną i do tego celu, jest to miejsce genialne. Toskański widok z morzem majaczącym w tle zapiera nam dech. Tło wypełniają zielone wzgórza pokryte nie kończącą się winoroślą oraz drzewkami oliwnymi - bo trzeba wiedzieć, że Sergio jest również producentem wina i oliwy, a że są rewelacyjne.. już nie trzeba przekonywać. Do tego basen, miękka i gęsta jak aksamit trawa, zapach żywopłotu z tymianku, przytulne pokoiki gościnne.. - w sezonie niełatwo tu o miejsce, bo "I Puntoni" cieszy się ogromną popularnością.
Pierwszy dzień schodzi młodej parze na realizacji formalności związanych ze ślubem - poprowadzi go polski ksiądz, który od lat urzęduje w uroczym miasteczku Serre di Rapolano Wybieramy się więc tam wspólnie - dobra okazja, żeby porozmawiać z księdzem oraz sprawdzić warunki w kościele - ile jest przestrzeni, jakie światło i jak swobodnie można się poruszać podczas ceremonii. Następnie trafiamy do domu kwiaciarki, która ma przygotować bukiet dla panny młodej oraz przystroić w kwiaty kościół. Przyjmują i ugaszczają nas bardzo mile, no i rzecz jasna i nie obywa się bez skosztowania ich własnego domowego wina. Po tej wizycie nasz ksiądz zabiera nas na wspólny obiad, gdzie oprócz wszystkich spraw związanych z ceremonią, opowiada nam swoją historię oraz podpowiada gdzie warto się wybrać - jakie są najciekawsze miejsca w okolicy m. in. do zdjęć plenerowych. Bardzo miło spędzamy czas. Pozostała jeszcze wyprawa na wybrzeże, do restauracji w Lido di Gianella, gdzie młoda para wybiera menu na wieczorna kolację. Agnieszka pomaga w tłumaczeniu z językiem włoskim i wyborze dań, bo ich ilość i rozmaitość jest tutaj ogromna.
Kolejny nasz dzień, to dzień ślubu. Od rana mają miejsce przygotowania, a ja wykorzystuję ten czas na mini sesję z obrączkami oraz na przygotowanie sprzętu - pogoda dotąd idealna, ale w prognozie coraz częściej słychać o zbliżających się burzach. I faktycznie, dzień ślubu był jedynym dniem częściowo deszczowym, ale jak mówi włoskie przysłowie "sposa bagnata sposa fortunata" - czyli jednym słowem: deszcz na szczęście!
Ceremonia ślubna jest bardzo kameralna - młoda para, rodzice oraz Agnieszka i Sergio w roli świadków. Kościół piękny, niewielki, ale dość ciemny, klimatyczny. Mam jednak dużo swobody - przy naszych wcześniejszych rozmowach ksiądz sam zasugerował, że mogę poruszać się swobodnie, we wszystkich miejscach, skąd kadry będą najlepsze. Pięknie!
Po ceremonii planowaliśmy krótką sesję w Rapolano, ale niestety deszcz, który przyszedł pokrzyżował plany, jedziemy więc w inny rejon - Monte Argentario i w malutkiej miejscowości La Soda, nieopodal Porto Santo Stefano, robimy krótką, wieczorną sesję młodej pary, w świetle różu zachodzącego słońca.
Uroczysty wieczór wypełnia wspólna kolacja - urokliwie, niemal na plaży, położona restauracja/hotel w Lido di Gianella na mierzei Orbetello. Jak na taką okazję, wieczór i miejsce przystało, menu jest wybitne - po części tradycyjne toskańskie potrawy, po części owoce morza, a formalności dopełniają rzecz jasna lokalne wina. Na koniec tort i lokalne desery, więc do późnego wieczoru celebrujemy ten czas.
Kolejne dni wypełniają nam wyprawy plenerowe - wyruszamy w różne miejsca, część poleconych przez naszych gospodarzy i przyjaciół, część znanych mi z poprzednich wypraw. Po kolei odwiedzamy więc ruiny świątyni w San Bruzio, cudnie położone Pitigliano, nadmorskie Alberese i Maremmę, monumentalne pozostałości świątyni w San Galgano, słynne pejzaże Val d'Orcia z malutką Cappella Madonna di Vitaleta. Młoda para wygląda rzecz jasno spektakularnie, więc w każdym miasteczku, gdzie pojawiamy się w celach zdjęciowych, towarzyszą nam oklaski, życzenia i uśmiechy, mieszkańcy wychylają się z okien wołając "Complimenti! Auguri!". Bardzo miłe gesty towarzyszą nam również w chwilach odpoczynku - gdy przysiadamy na posiłki, właściciele trattorii częstują nas schłodzonym Prosecco i koniecznie fotografują się z niecodziennymi gośćmi.
Czas na sesjach szybko płynie, biegną dni, opuszczamy więc "I Puntoni", bo przed nami ostatni, ale równie wyjątkowy plener - w Wenecji. Apetyty na zdjęcia mamy proporcjonalne do niezwykłości tego miejsca i szkoda jedynie, że pogoda płata nam dużego figla - robi się zimno i deszczowo, wieczorem więc zdajemy się na duża dozę improwizacji i kreatywnego oświetlenia.
Spędziliśmy wspólnie kilka ogromnie ciekawych dni, bardzo intensywnych. Masa pięknych wrażeń, życzliwi ludzi, wyborna gościnność Agnieszki i Sergia. Będzie nam tego brakować.
Czas jednak na powrót, materiału powstało bardzo dużo, teraz obróbka zdjęć i projekt albumu. Zdecydowanie, praca jest przyjemnością.